Es ist die stunde um die das flugzeug vorüber fliegt
ich bin von kühle umfasst/ die grillen singen
über hügeln und häusern/ um zehn uhr nachts
fliegt das flugzeug vorüber
am rande der welt
hier/ wo die sterne geordnet sind
habe ich mein leben mit knoten umgeben
immer ein anderer drängt mich/ und beengt mich
wie meerestiere in zugnetzen
in luftschlingen gefangen
nur du und das netz verstehen es
ein arm entknotet sich auf der lebenslinie
und schießt
kugel um kugel
es ist die stunde um die das flugzeug vorüber fliegt
tauben streifen/ durch die luft
und grillen/ mit zirpenden vorderfühlern
erfüllen die nacht
Sie sind schwindlig
die sonne sinkt/ taucht in die rumänische ebene
die gelb gewordene/ nach der ernte
sanft/ zufrieden gestellt breitet sie sich unter dem letzten strahl
wie eine frau erfüllt von einer geburt
unter dem langen arm des herbstes
tränenbeschwert
treten wir über die wunde die der abend ist
angeweht von kommender kälte
barhäuptig/ wie gefolge
in die arme der bleichheit aufgenommen
oben steigt/ schneidend
die sense des mondes
bald
wie puderzucker/ auf die schollen
fällt schnee
und riesige furchen/
endlos in ihrer länge
scheinen scheiben/ der hochzeits-
torte Geeas zu sein
/ in kälte erstarrt
sind sie schwindlig
wie körperlos
* * *
auf den wegen des lebens verirrt
als ob sie rehböcke seien
verloren wie die letzte zeile
die zu schreiben er nicht mehr geschafft hat
auch nicht dazu sie wenigstens zu diktieren
der schöpfer des gedichts
verloren/ wie jeder mensch/
auch die traurigkeit will
meinen schirm nicht halten
ebenso wenig die freude/ die leicht entflammte
übrigens welcher augenblick aus dem kleinen vorrat
soll verschwendet werden
wenn unsere schatten kürzer geworden sind
mit einem kopf/ von roter sonne
und wir uns benehmen/ so wie man sieht
wie auf den wegen des lebens verirrte
wie es
planeten waren und bleiben auf der Milchstraße
wo mein fleisch und mein herz sind
von deinen händen zerdrückt
auf denen pflastersteine ihren platz finden
zwischen eisernen schranken
geschwächt erhebt sich rethorik
was ist das leben heute und morgen
Tanz im spiegel
sie kommen in formation/ in dirigierter bewegung
paare/ paare
erscheinen in spiegelfenstern und verschwinden
bitter und lieb
blut und wein
in verdursteten gewässern
finden versöhnung
in feuerwerk und bunten gedanken
der Mond/ in vollem licht
verrät geheimnisse in fremder fahlheit
/ mantel aus staub/ dunkelbläulich
ich beisse in die rote frucht
des schmerzes
verherbstliches fleisch/ des einsiedlers
die wege sind lang
für
schritte welche sich im weinrausch überschwemmen
mit traurigkeit
Traduceri în limba germană: Mircea M. Pop şi Joachim Schwietzke
* * *
tego wieczoru myślę
oboje będziemy piękni
z rękami jak łodygi
z rozgrzanymi plecami
jak jesienią albo latem
ocieniający deszcz
opadnie w swej tonacji
przeszłaś przez krainę
marzeń
niczym światło
przez pąki
stopami z krwi i kości
na twojej drodze
unoszą się ukryte
w koszuli zapachy/ falują
jak królowa nocy
myślę że w piersi będą biły
te same serca
tak samo
piękni/ w tej chwili
w tym sezonie życia
będziemy się kochać
zmęczonymi łzami
* * *
tobie
słońce wyznacza o świcie
daleko ciągnącą się
ścieżkę/ wyłożoną złotymi ćwiekami
wzywa cię/ niczym stopy wyszkolonego
fakira [od niezliczonych gwoździ/ błyszczących
przepełnionych światłem]
byś nią kroczył/ nieśmiało
długi rząd cyprysów
rozumiejących żar
patrzy na drogę ognia
którą Helios wyściela
wśród ostrych/ butnych stoków
karbowanych białym kamieniem/ wulkanicznym
czerwona ziemia/ oliwkowych drzew
czuwa na straży długich rogów
/ minojskiego byka
w cieniu góry
która się wznosi
dokładnie/ jak mur twierdzy
wyznacza/punkt po punkcie/
kwadrat/ prostokąt
ugór urodzaju
błogosławiony spojrzeniem Demeter
opiekunki pochodni
matki Persefony/ nosicielki wiosny
wspinający się Helios
zabiera
kobierzec tak dostojnie rozścielony
za namową Aurory
nie wysyła już/ obojętny
swoich oślepiających fal
pozostawiając cię na krańcu nadziei
kochająca Eos przywróci blask
* * *
na Ostatniej Wieczerzy
mnie nie będzie
nie będę łamał chleba
nie będę kosztował wina
ciało i krew Twoja
nie zaspokoi mojego głodu i pragnienia
ciało i krew Twoja
ciało i krew Twoja
jestem ciałem i krwią Twoją
* * *
byłem i widziałem
dom Talesa
miasto całe w ruinie
gdzie stawiał kroki
w Milecie w Azji Mniejszej
na greckiej Agorze w starych Atenach
gdzie niegdyś głośno rozprawiali Sokrates Platon
i tylu jeszcze
spostrzegłem kamień oraz miejsce gdzie
najważniejszy uczestnik dialogów Platońskich
wychylał kielich
byłem w domu w Weimar
w ogrodzie pełnym drzew
różnorodnych kwiatów i ławek
niezbędnych do odpoczynku
wszedłem do małego pałacu
z bogatą biblioteką
i wieloma starymi posągami
z małym pomieszczeniem gdzie tronowało
dosyć krótkie łóżko
w sypialni Goethego
pozostawione zupełnie jak przy ostatnim pożegnaniu
kiedy lokator mówi tym w pobliżu
Mehr Licht!
I w domu wielopiętrowym
w którym Schiller napisał Don Carlosa
oraz pozostałe liczne strony
u Nietzschego w kraju Turyngia
na szczycie wzgórza
w willi gdzie przeżył ostatnie chwile
starości
w Hordou Humuleşti Ipoteşti albo Lancrăm
miejscach szczęśliwych narodzin
i w wielu słynnych domach
znajdujących się w Paryżu Lizbonie Stratford…
byłem podziwiałem
ale
kto do domu ze wzgórza Galata
do miasta w Mołdawii
zajrzy
kiedy moje kości głęboko zasną.
* * *
dajcie mi niebo
albo dajcie mi duszę
abyście zobaczyli jak zmienia się w gwizd
dajcie mi więcej
cięższe
i nieskończone podarunki i męczarnie
abyście zobaczyli jak szybko znikają
jak mieszczą się tylko we mnie
w Oceanie łez
zgromadzone są wszystkie życzenia
małe słowa
i duże rozmowy
po tym jak przemierzyłeś nieskończoność
przez konające trawniki snu
naprzeciwko otwiera się szeroko
cała nieskończoność.
Traduceri în poloneză de Bartosz Radomski